MOZART Z… NOWEGO ŚWIATA


WYWIAD Z OJCEM PIOTREM NAWROTEM SVD

 

Na początek Ximénez, czyli o. prof. Piotr Nawrot popularyzuje nieznaną w świecie muzykę Ameryki Południowej.

 

Takich owacji werbiści w Poznaniu dawno nie mieli, a właściwie jeden z nich – poznaniak o. Piotr Nawrot, muzykolog i misjonarz w jednej osobie, znany już w swym rodzinnym mieście z ratowania dziedzictwa kulturowego Indian Ameryki Południowej, czyli rekonstruowania i popularyzowania unikalnej w świecie ich muzyki z XVII i XVIII w., nazwanej przez niego barokiem misyjnym.

W piątek na estradzie Poznańskiej Filharmonii zabrzmiała po raz pierwszy w Europie  40. Symfonia wybitnego kompozytora, wirtuoza gitary i kapelmistrza w katedrze w Sucre Pedro Ximéneza de Abrill Tirada (1780–1856), urodzonego w Arequipie, Peru. Na Starym Kontynencie … kompletnie nieznanego. Nieprzypadkowo więc koncert nosił tytuł „Mozart… z Nowego Świata”, bo tak właśnie Ximéneza określili w Londynie muzykolodzy, którzy po raz pierwszy o nim usłyszeli od ojca Piotra, badacza i znawcy tego artysty. Symfonia była dotąd wykonywana tylko w Argentynie i USA.

Ale zanim ponad tysięczna poznańska publiczność usłyszała w Auli UAM pierwsze takty, zapisane ręką peruwiańskiego Mozarta – autor rekonstrukcji i edycji 40. Symfonii  i maestro Łukasz Borowicz opowiadali w Sali Lubrańskiego o fenomenie tego kompozytora i jego twórczości oraz o muzyce misyjnej w redukcjach jezuickich tworzonej przez boliwijskich Indian Chiquitos i Moxos. Gdy zaś nastał czas dla muzyki Ximéneza, z desek sceny zapowiedział ją ojciec Piotr, autor opracowania  pokazywanej światu symfonii peruwiańskiego kompozytora. Na koniec owacjom i życzeniom nie było końca. Jak można przeczytać w programie tego wieczoru, poznański misjonarz zadedykował wykonanie symfonii pamięci swojego wielkiego krajana misjonarza w Indiach – o. Mariana Żelazka, którego 100. rocznicę urodzin w tym roku świętują werbiści. Oni też wzięli licznie udział w koncercie na czele z prowincjałem Erykiem Koppą SVD oraz Andrzejem Danilewiczem SVD, sekretarzem ds. misji tego zgromadzenia oraz Janem Wróblewskim SVD, rektorem Domu Misyjnego w Chludowie.

Piątkowy koncert filharmoniczny obejmował także Suitę F–dur TWW 44:7 Georga Philippa Telemana, podczas której na waltorniach grali soliści: Marta Murawska–Bednarska i Piotr Kowalski oraz II Koncert fortepianowy B–dur op. 83 Johannesa Brahmsa z solistą Martinem Helmchenem, którym towarzyszyła Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod dyrekcją Łukasza Borowicza.

 

 

Piotr Nawrot: To tylko próba, dalej będę robił swoje – badał muzykę misji 

 

Zna Ojciec  boliwijskie wykonanie 40. Symfonii Pedro Ximéneza de Abrill Tirada. Jak w tym kontekście wygląda interpretacja poznańska, a szerzej europejska? Da się te wykonania w ogóle porównać?

Zacznijmy od tego, że muzyka to jest taka sztuka, która ma swojego twórcę, ale żeby wybrzmiała, potrzebuje współtwórcy. Dotyczy to szczególnie wczesnej muzyki, ale także tej z czasów Pedro Ximéneza. Każdy kompozytor wnosi przecież do swych utworów pewne przeżycia estetyczne, duchowe, intelektualne oraz doświadczenia

życiowe i przenosi je na papier poprzez system notacji muzycznej. Ażeby to wszystko stało się sztuką, która porusza odbiorcę, potrzebny jest muzyk, który to odtwarza i w ten sposób współtworzy tęże muzykę. I teraz dochodzimy dopiero do odpowiedzi na pani pytanie, w tym właśnie tkwi różnica w wykonaniach każdej kompozycji:  Ximenez zawsze jest ten sam, zaś każda produkcja muzyczna jego dzieł jest inna. Ba, nawet ten sam muzyk, który gra ten sam utwór, nigdy go nie gra dwa razy tak samo, ponieważ z muzyką sprawa ma się inaczej niż z rzeźbą czy obrazem, które możemy uważać za dzieła skończone. Tymczasem muzyka musi być odtwarzana przez kogoś i to odtworzenie jest zawsze inne ze względu na doświadczenie, przeżycia, wyobraźnię, wrażliwość wykonawcy czy nawet samą publiczność. Dlatego też kontekst kulturowy i doświadczenie, jakie ma jednostka, wpływają na to, że będzie inna interpretacja. Inna, co nie znaczy lepsza albo gorsza od wcześniejszych. I rzeczywiście w takim rozumieniu w zestawieniu boliwijskiego i poznańskiego wykonania tę różnicę postrzegam. Weźmy pierwszy z brzegu przykład – allegro na tej szerokości geograficznej, z której my pochodzimy, oznacza tempo, a w Ameryce Łacińskiej – charakter. I to europejskie tempo może być szybsze, może być wolniejsze, ponieważ nie jest tak precyzyjnie zdefiniowane, a w Ameryce – allegro to jest raczej kolor, charakter i to było słychać w Auli  UAM. Poza tym muzyka ma też strukturę architektoniczną i ona również zależy od kontekstu myślowego, kulturowego. Ja mogę zamknąć oczy i słuchając muzyki, od razu będę wiedział, z jakiego kontekstu kulturowego pochodzi to wykonanie.

Tak Ojciec długo tłumaczy istotę wykonania utworu muzycznego, jakby chciał uniknąć jednoznacznej oceny poznańskiej orkiestry.  

Ale skąd! Moim zdaniem to było świetne wykonanie.

I spełniło Ojca oczekiwania, wyobrażenia?

I to jak! Bardzo mocno spełniło moje oczekiwania, zwłaszcza że po raz pierwszy w moim życiu i chyba w ogóle w historii, muzyka nie przyszła z Europy do Ameryki, gdzie  zwykle kazaliśmy Indianom czy szerzej – mieszkańcom Ameryki Południowej – przyjmować nasze, europejskie koncepty i pokazywać jak ta muzyka ma brzmieć. Teraz zaistniał  odwrotny proces – muzyka komponowana przez kogoś, kto nie zna Europy, ale używa języka muzycznego znanego w z Europie, który już wywędrował z niej, wraca do Europy. I to jest bardzo ciekawe dla mnie pytanie –  jak teraz Europa odbierze tę muzykę, jak postrzeże coś, co zostało stworzone w Ameryce? Dla mnie to było szczególnie interesujące, bo zawsze studiowałem rzeczywistość, w której muzyka europejska stawała się muzyką amerykańską z indiańskim wpływem. A teraz mogę obserwować, jak muzyka amerykańska jest europeizowana – to bardzo ciekawy proces, dlatego ani razu podczas próby nie interweniowałem, nawet gdy dyrygent i sami muzycy tego ode mnie oczekiwali. Jestem jednak pod wielkim wrażeniem – i sam dyrygent był bardzo dobrze przygotowany,  świetnie prowadził orkiestrę, rozumiał strukturę formalną symfonii i odniósł wielki sukces –  on i muzycy. Wierzę, że w niedługim czasie coraz częściej będziemy słyszeć muzykę z Ameryki europeizowaną przez naszych, tutaj, artystów. Jeszcze raz, Łukasz Borowicz, to wielki dyrygent, artysta i wspaniały człowiek.

 

Wydaje się, że wiele zależy od Ojca. Chyba nikt inny nie zajmuje się opracowywaniem muzyki Pedro Ximéneza?

 

Prawdę mówiąc, nie chciałbym zmieniać działki badań naukowych na tym etapie życia. Opracowałem Ximéneza, aby zakomunikować światu, że w tych amerykańskich archiwach wciąż jest niezbadana, nieznana wielka muzyka, ale uważam, że Boliwijczycy wezmą to w swoje ręce.  Zwłaszcza że rekonstrukcja znakomitej muzyki Pedro Ximéneza, której naprawdę jest bardzo dużo, nie jest tak skomplikowana jak rekonstrukcja manuskryptów z misji, co stanowi domenę moich badań. W Boliwii ciągle jest bardzo dużo zarchiwizowanej, a nieznanej światu muzyki z misji. Choć ja sam opublikowałem 44 tomy studiów oraz to, co było mniej skomplikowane, jest już zrekonstruowane. Teraz, aby się zajmować muzyką z misji, trzeba być naprawdę ekspertem i poświęcić na same przygotowania do kontynuowania moich badań naukowych co najmniej 3–4 lata. Jest mało prawdopodobne, aby ktoś w to wszedł, dlatego lepiej jest i dla mnie, i dla całej sprawy, abym robił swoje i kontynuował to, co zacząłem 27 lat temu. Ale obiecuję, że na pewno jeszcze coś zrobię z zakresu muzyki świeckiej, np. z Ximéneza mam opracowane 2 koncerty na gitarę oraz kolejną symfonię.

 

Wróćmy do Poznania. Wykonanie symfonii zadedykował Ojciec Profesor – ojcu Marianowi Żelazkowi, misjonarzowi werbiście z Palędzia spod Poznania, który pracował w Indiach z trędowatymi, a którego 100. rocznicę urodzin właśnie obchodzimy.

 

Nie obwieszczałem wprawdzie tego faktu ze sceny, bo przecież każdy dostał program koncertu, a tam to było napisane. Uważam bowiem, że lepiej nie narzucać odbiorcy, by coś zauważył, usłyszał – można to robić delikatnie, a takim był Marian Żelazek. I wiem, co mówię, bo znałem go osobiście i nieraz z nim rozmawiałem. Stąd wiem, na przykład, że słuchał muzyki z misji, która mu się podobała. Przez swoją inteligencję, mądrość, świętość był dla nas, którzy jesteśmy kolejnym pokoleniem misjonarzy, idolem. Człowiekiem, który nas inspirował tylko przez to, co robił, a nie przez słowa i dlatego  dzisiaj możemy znać jego dzieła. Więc teraz pomyślałem sobie, że skoro mamy rok, w którym wspominamy jego 100. urodziny, warto sobie i innym przypomnieć, jak inteligentny, mądry i święty był ten człowiek. I tą europejską premierę  wielkiego kompozytora, wielkiego artysty zadedykować Marianowi Żelazkowi, by przypomnieć wszystkim, że jego życie i życie Ximéneza, nie skończyło się. Jeżeli ktoś jest wielki, to jego życie trwa.

Rozmawiała Anna Kot