Niedzielna uroczystość rozpoczęła się tradycyjną modlitwą przed figurą Najświętszej Marii Panny, znajdującą się w seminarium, a następnie procesja złożona z kapłanów i służby liturgicznej, śpiewających wraz z wiernymi Hymn do Ducha Świętego, wprowadziła ks. bp. Szymona Stułkowskiego, który przewodniczył Eucharystii, do kościoła. Diakoni zajęli miejsca w pierwszych ławkach, a za nimi ich rodzina, przyjaciele i znajomi. Jacek Wojcieszko SVD, rektor Domu Misyjnego św. Wojciecha w Pieniężnie powitał najpierw ks. bp. Szymona Stułkowskiego, biskupa pomocniczego Archidiecezji Poznańskiej oraz ks. kanclerza prałata Ireneusza Dosza z tej samej diecezji, a potem wszystkich gości uczestniczących w Eucharystii:
– Dla naszej wspólnoty seminaryjnej to bardzo ważny dzień, ponieważ dzisiejsze święcenia wieńczą wiele lat wspólnej pracy diakonów i wszystkich formatorów z tego domu – powiedział rektor. – W czasie Eucharystii pragniemy Trójjedynemu Bogu dziękować za ten dzień i tych diakonów, którzy za chwilę staną się misjonarzami kapłanami, i jednocześnie prosić o otoczenie ich wspólną serdeczną modlitwą.
Wśród kapłanów sprawujących Eucharystię byli m.in. ks. Tadeusz Polak, proboszcz z Niedźwiady, rodzinnej parafii diakona Pawła oraz jego rodzony brat – ks. Tomasz Wodzień, wikary z parafii św. Wawrzyńca w Warzycach w diecezji rzeszowskiej, a przede wszystkim współbracia, reprezentujący niemal wszystkie domy zakonne werbistów w Polsce, na czele z prowincjałem o. Sylwestrem Grabowskim SVD oraz Andrzejem Danielewiczem SVD, prowincjonalnym sekretarzem ds. misji.
Błogosławieństwo seniora wspólnoty, rodziców i rodziny
Zanim rozpoczęła się Msza św., zgodnie z praktykowanym tu od lat obyczajem, prefekt o. Tomasz Bujarski SVD wygłosił w kaplicy seminaryjnej konferencję, skierowaną do diakonów i ich rodzin, a potem błogosławieństwa udzielił senior werbistowskiej wspólnoty w Pieniężnie o. Alfons Labuda SVD oraz rodzice i rodziny kandydatów na kapłanów. Ojciec prefekt podkreślił rolę miłości i wsparcia rodziny w życiu kapłanów.
– Ksiądz powinien być dla ludzi, do których został posłany, wzorem Boga, czyli ma być księdzem nie tylko dla swoich najbliższych, wiernych, ludzi, których lubi, ale kapłanem dla wszystkich, którzy do niego przychodzą – powiedział o. Bojarski i przypomniał słowa ks. Marka Drzewieckiego o tym, że ksiądz ma być specjalistą od miłości, tej, która pochodzi od Boga. A to znaczy, że ksiądz ma rozumieć drugiego człowieka, troszczyć się o niego i jego los. Nie tylko myśleć o jego wieczności, ale ma także mu pomóc ratować życie doczesne i prowadzić do Boga – dodał prefekt. Przypomniał, jak ważna jest dla księdza miłość i wspólnota rodzinna. – Bo to właśnie rodzina stanowi pierwszą szkołę miłości i dokądkolwiek człowiek z niej odejdzie, będzie bazował na niej – mówił. Mocno apelował też o wsparcie modlitewne rodziny i przyjaciół, ale także o odwagę zwrócenia uwagi kapłanom, gdyby ich gorliwość zaczęła słabnąć.
Z kolei o. Alfons Labuda SVD przed błogosławieństwem diakonów przypomniał, że przyjęcie święceń kapłańskich oznacza, iż nowy kapłan staje się wyłączną własnością Boga – odchodzi spod władzy rodziców, a staje się własnością Kościoła. Życzył im, aby przyjęte wraz z łaską święceń kapłańskich szczególne dary Ducha Świętego, wykorzystali w dalszym życiu kapłańskim, misyjnym i zakonnym.
Konferencja zakończyła się błogosławieństwem, udzielonym diakonom. Józefa Wodzień, mama diakona Pawła, pobłogosławiła syna od lat stosowanym w tym zgromadzeniu błogosławieństwem: „Błogosławieństwo Twojej matki niech idzie z Tobą. Maryja, Królowa kapłanów, niech Cię otoczy swoją opieką.”
Spętani Eucharystią
Podczas uroczystej Eucharystii kazanie, skierowane głównie do diakonów, wygłosił ks. biskup Stułkowski. Wspomniał o swoich związkach z werbistami i misjami – jako młody człowiek chciał wstąpić do zgromadzenia misyjnego i choć został księdzem diecezjalnym, od 2006 r. jest opiekunem Koła Misjologicznego na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Biskup wyjaśnił także pochodzenie pastorału, z którym przybył do Pieniężna. To dar od werbisty ks. bp. Krzysztofa Białasika SVD z Boliwii, który nie mogąc dotrzeć na jego święcenia biskupie, przekazał mu pastorał z napisem, które przyjął jako posłanie na swoją drogę biskupią: „Nazwałem Was przyjaciółmi”. Te słowa zabrzmiały właśnie w niedzielnej Ewangelii. Ks. biskup w kazaniu rozwinął motyw przyjaźni Chrystusa z nami i uzyskanej dzięki niej godności, którą wszyscy mamy równą.
– W waszej posłudze ludzie będą mogli odkrywać, że Jezus jest ich przyjacielem i że wy jesteście przyjaciółmi – wyjaśniał ks. bp Stułkowski. – Jezus mówi, że jest miłością – nie byłoby was tutaj, gdybyście nie odkryli, że Bóg jest miłością i że warto dać się kształtować tej Miłości, zanurzyć się w Niej, żeby tak jak On kochać. Za chwilę będę namaszczał wasze dłonie olejem z krzyżma na znak tego, że zostajecie umocnieni Duchem Świętym, aby zjednoczyć się z Chrystusem Najwyższym Kapłanem. To On daje wam udział w swoim kapłaństwie.
Biskup przedstawił także medytację XV-wiecznego obrazu z wizerunkiem Jezusa, stojącego w drzwiach, którego nie można ominąć, jakby spętanego Eucharystią – Chrystus został przedstawiony w kajdanach z kłosu zboża i gałązki winogron, które wychodzą z ran Jego nóg i łączą je z dłońmi.
– Dzisiaj w sposób szczególny dacie się spętać Eucharystii. Wasze ręce i nogi mają być eucharystyczne – zwracał się do diakonów i tłumaczył im, jak ważne jest to, aby dać się spętać Eucharystią i dbać o tę żywą relację z Chrystusem. – Bardzo was proszę, abyście o tę formację kapłańską się troszczyli i życzę, abyście wzrastali w tej przyjaźni z Chrystusem. Eucharystyczne ręce to ręce, które wyciągają się do zgody, które pomagają, podnoszą upadłych, nie zaciskają się w pięść, ale składają się do modlitwy. Eucharystyczne nogi to te, które będą was prowadziły do ołtarza, do konfesjonału, przed Najświętszy Sakrament, aby Go adorować i które poprowadzą was do pogan – w Meksyku czy w Polsce. Bardzo się o to modlę, aby wasze ręce i nogi zawsze pozostały eucharystyczne i żebyście nie bali się tego spętania, bo to jest spętanie w miłości. (…) Odnawiajcie to przymierze z Jezusem i prowadźcie ludzi do tej bramy, przeprowadzajcie ich przez tę nową bramę, którą jest Chrystus. A my wszyscy, którzy tu dziś jesteśmy – realnie czy duchowo – wspieramy was, żeby ta przygoda z Jezusem, która ma wymiar drogi krzyżowej, była dla was drogą do świętości, do nieba. Nie tylko waszą drogą, ale i tych ludzi, którzy usłyszą wasz głos i za nim pójdą.
Nowi pasterze – posłuszni i wierni
Jednym z ważniejszych punktów Mszy św. była właśnie ceremonia święceń prezbiteratu. Zanim diakoni je przyjęli, wyrazili wolę i gotowość ich przyjęcia, a potem wkładali ręce w dłonie biskupa, przysięgając posłuszeństwo i wierność swojemu ordynariuszowi i przełożonym. Następnie diakoni leżeli krzyżem przed ołtarzem podczas śpiewania Litanii do Świętych i – zgodnie z tradycją apostolską – biskup nałożył ręce na głowy kandydatów na prezbiterów, a po nim uczynili to wszyscy księża celebrujący Eucharystię. Szczególnie wzruszający był moment, kiedy ręce na głowę diakona Pawła nałożył jego rodzony brat, ks. Tomasz Wodzień. Potem biskup odmówił modlitwę konsekracyjną, która zakończył słowami: „Niech złączeni z nami wypraszają Twoje miłosierdzie nad ludem powierzonym ich pasterskiej trosce i nad całym światem. Niech przez ich posługiwanie wszystkie narody zjednoczą się w Chrystusie i staną się jednym ludem, który osiągnie pełnię doskonałości w Twoim królestwie”. Wtedy nowo wyświęceni prezbiterzy założyli strój kapłański – stuły i ornaty, a ks. bp Stułkowski namaścił olejem krzyżma świętego ich ręce, następnie dostali naczynia z chlebem i winem, a jednocześnie wskazanie, by każdy z nich dostosował swoje życie do tajemnicy Krzyża Pańskiego. Po tej ceremonii nowo wyświęceni otrzymali od wszystkich obecnych kapłanów znak pokoju, którzy w ten sposób przyjęli ich do swojego grona. Na koniec biskup poświęcił krzyże misyjne, które nowym księżom wręczył prowincjał Sylwester Grabowski SVD.
Czas podziękowań
O. Paweł Wodzień SVD – w imieniu nowo wyświęconych – podziękował w pierwszej kolejności Bogu w Trójcy Jedynemu za dar i łaskę powołania, a następnie biskupowi za udzielenie święceń, rodzicom za dar życia, wychowania w wierze i każdy gest dobroci oraz wszystkim spotkanym podczas formacji – osobom duchownym i świeckim. Wszystkich też poprosił o modlitwę, by tę posługę pełnili godnie.
– Wyrażamy wdzięczność i radość księdzu biskupowi, który udzielił święceń naszym współbraciom – powiedział prowincjał o. Sylwester Grabowski SVD. Podziękował także rodzicom za ich miłość, dzięki której młodzi ludzie stali się kapłanami świętego Kościoła Katolickiego w Zgromadzeniu Słowa Bożego – Misjonarzy Werbistów i wszystkim współbraciom, którzy mieli wpływ na ukształtowanie formacji duchowej i intelektualnej nowych kapłanów, oraz przyjaciołom i dobrodziejom misji i samego zgromadzenia. Na koniec zwrócił się do prezbiterów: – Przed wami nowa rzeczywistość. Macie namaszczone dłonie olejami świętymi, odtąd sprawujecie Najświętszy Sakrament dla dobra dusz nieśmiertelnych, do których posyła was Bóg. Niech wasze kapłaństwo będzie radością w waszych sercach, wdzięcznością Bogu za dar powołania, a wszystko to, co będziecie spotykać w waszym kapłaństwie, niech będzie wykonywane dla Jego większej chwały, dla chwały Trójjedynego Boga.
Uroczysta Eucharystia zakończyła się błogosławieństwem ks. bp. Stułkowskiego, który – nawiązując do wręczenia krzyży misyjnych prezbiterom – powiedział: – Kościół jest tak kochany, że na koniec Mszy świętej daje wszystkim krzyż na drogę. Przyjmijmy ten krzyż Bożego błogosławieństwa na działalność misyjną tam, gdzie żyjemy.
Anna Kot
Fot. Franciszek Bąk SVD
Obszerna fotorelacja pod całym tekstem
Po święceniach powiedzieli:
Trzy pytania do…
… Jego Ekscelencji ks. bp. Szymona Stułkowskiego, biskupa pomocniczego Archidiecezji Poznańskiej
To Waszej Ekscelencji pierwsze święcenia kapłańskie w zgromadzeniu misyjnym?
To w ogóle moje drugie święcenia. Pierwszych udzieliłem u zmartwychwstańców, którzy powstali na emigracji i właściwie też posługują wśród Polonii – w Austrii, w Niemczech i we Włoszech, w Ameryce i na Wschodzie – więc można powiedzieć, że bliski jest mi klimat misyjny. Różnica w stosunku do obecnych święceń werbistowskich diakonów jest taka, że tamtego diakona osobiście znałem i to od dziecka. Kiedy przed laty studiowałem w Wiedniu, poznałem rodziców tego wtedy chłopca, którzy działali w duszpasterstwie. Gdy podrósł, studiował prawo w Wiedniu i po ukończeniu studiów poszedł do seminarium – rok temu w 2020 r. przyjmował święcenia w Krakowie. Teraz po prostu przyjąłem zaproszenie księdza prowincjała i oto jestem w Pieniężnie.
Od czasu, kiedy Ekscelencja świętował swoje święcenia, wiele się zmieniło w sytuacji młodego księdza.
Kiedy szedłem do seminarium w 1980 roku, panował zupełnie inny klimat polityczny i społeczny. To były czasy Solidarności. Kiedy wybuchł wielki ruch społeczny, związany z nią, księży niesiono na ramionach. Przez te prawie 35 lat, odkąd jestem kapłanem, przeżyłem wiele różnych sytuacji – również takie, gdy ktoś mnie opluł na ulicy czy wyzwał od najgorszych, a kiedyś nawet przyłożył mi pistolet. Nie wiedziałem, czy prawdziwy czy nie, ale tak było. Wiadomo, że sytuacja społeczna się zmienia i dlatego obecnie trzeba podziwiać tych młodych ludzi – i mężczyzn, i kobiety – którzy obierają drogę życia konsekrowanego. Wcześniej fakt bycia zakonnicą czy księdzem oznaczał pewien prestiż społeczny – teraz jest tak w krajach misyjnych. Jednak tu i teraz człowiek, który podejmuje taką decyzję, raczej naraża się na to, że – mówiąc językiem młodzieżowym – będzie hejtowany. Ale przecież tak było zawsze – kiedy Pan Jezus chodził po ziemi, mówił, że kto chce iść za Mną, musi się zgodzić na krzyż i że ludzie z tego powodu odtrącą takiego człowieka. Jeśli odtrącają z powodu wierności Ewangelii, no to chwała Bogu, jeśli z innego – to jest problem. Dzisiaj coraz bardziej widać, że Polska staje się terenem misyjnym. Fakt, że prawie 90 proc. rodaków jest ochrzczonych, nie oznacza, że żyją oni Bogiem i są żywą częścią Kościoła. Pokazują to akty apostazji, których wciąż przybywa, a jednocześnie obserwujemy zjawisko silnego nagłaśniania przez media tego pokazywania pleców Kościołowi i Panu Bogu.
Jak powinni sobie radzić w takiej rzeczywistości nowo wyświęceni młodzi kapłani?
Powinni przede wszystkim pielęgnować relację z Jezusem. Jeśli na tej płaszczyźnie zacznie coś szwankować, to posypie się cała reszta. Nawet jeśli nic by nie mogli zrobić, wystarczy, że będą pielęgnować tę relację i się modlić za ludzi – tak jak mający być wkrótce wyniesiony na ołtarze Karol de Foucauld (1858-1916), który żył samotnie na pustyni wśród muzułmanów i był znakiem obecności Pana Boga. To jest najistotniejsze. Myślę, że i Godfred w Polsce, i Paweł w Meksyku, znajdą ludzi, którzy staną przy nich i będą ich wspierać. Widzimy wprawdzie, że w Polsce coraz bardziej odchodzimy od takiego Kościoła mas, ale wciąż jest wielu fantastycznych młodych ludzi, którzy chcą być blisko duszpasterzy, chcą się modlić, chcą mądrze żyć.
O. Paweł Wodzień SVD
Po zakończeniu ceremonii czułem ogromne zadowolenie i… ulgę. Wszystko poszło tak sprawnie, naturalnie, co zawdzięczamy dobremu przygotowaniu przez naszych współbraci bogatej w wydarzenia ceremonii. Wielka w tym też zasługa Jego Ekscelencji – ks. bp. Szymona Stułkowskiego. Podczas leżenia krzyżem starałem się uspokoić, nie myśleć o niczym, wyciszyć i otworzyć na Boga. Teraz tylko pozostało czekać na wizę do Meksyku i… w drogę.
O. Godfred Koranteng SVD
Czułem się bardzo niepewnie, mimo że cała ceremonia została przygotowana, minuta po minucie zaplanowana i przećwiczona. Cały czas myślałem o tym, co to będzie, jak to będzie. Podczas uroczystości, kiedy ksiądz biskup zaczynał homilię, wszystko się we mnie uspokoiło, poczułem ulgę. A gdy leżałem na podłodze, poczułem takie wzruszenie, że prawie się rozpłakałem. Myślałem sobie: hej, człowieku, uspokój się, masz teraz przed sobą nową drogę. Ten spokój opanowywał mnie coraz pełniej, a już zwłaszcza kiedy kapłani kładli ręce na moją głowę. Doświadczyłem wtedy takiej ojcowskiej miłości, poczułem się jak dziecko, które znalazło się pod silną ręką ojca, i wiedziałem, że dookoła mnie są bracia, którzy razem ze mną się cieszą, a kiedy trzeba – współczują mi. To już była pełna radość. Teraz, jak patrzę w przeszłość, na to, kim jestem i co przede mną, dziękuję Bogu, że mnie wybrał, że wytrwałem do końca. Czuję ogromne zadowolenie także z faktu, że już mogę uczestniczyć w obrzędach sakramentalnych.
Józefa Wodzień, mama o. Pawła
Gdy dowiedziałam się, że Paweł także chce iść do seminarium, nie mogłam uwierzyć. Dopiero co starszy Tomek został wyświęcony, a ja słyszę, że i Paweł ma takie same plany. No nie do wiary! Trudno było te wszystkie myśli i wydarzenia posklejać, no ale stały się faktem. Do ostatniej chwili nie wierzyłam, że to wszystko się spełni, jak zapowiadał Paweł. Myślałam, że to tylko chwilowy plan, no ale stało się to, co się stało – widać, że wszystko było w rękach Boga, pomogło też trochę nasze wsparcie. Chwała Bogu za to i wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Bo to była praca i modlitwa nie tylko nas, rodziny, ale wielu, wielu ludzi…. Trzeba się teraz cieszyć, że już teraz będzie z górki. Trochę się martwię, że pojedzie tak daleko, aż do Meksyku – bo to i inny naród, inne poglądy, wszystko inne. No ale wola boska niech się dzieje. Paweł jest silny, twardy i zdecydowany – wierzę, że przy Bożej pomocy i dzięki naszej modlitwie sobie poradzi.
Ks. Tomasz Wodzień, brat o. Pawła
Decyzja Pawła bardzo mnie ucieszyła, ale jednocześnie opanowało mnie lekkie zdziwienie, bo przecież rzadko się zdarza, aby z jednego domu wyszło dwóch księży. Wiedziałem, że czeka go trudny czas, także dlatego, że od razu zdecydował się na seminarium misyjne. Początkowo próbowałem go przekonywać, aby jednak wybrał seminarium diecezjalne, ale postawił na swoim. No i dziś jest misjonarzem, zakonnikiem i księdzem. Jak brat bratu radzę mu, aby nigdy nie zapominał o modlitwie – to taka rada chrześcijanina chrześcijaninowi. A jako ksiądz księdzu… na pewno zawsze trwania przy Chrystusie i pamiętania o tym, że mimo kłopotów i problemów są ludzie, którzy otaczają nas modlitwą, potrzebują nas, są wdzięczni za naszą posługę, także w tak trudnych czasach. A Paweł na dodatek jedzie do trudnego kraju [Meksyku – red.] i do trudnej posługi. Jako ksiądz diecezjalny mam jednak dużo łatwiej, pracuję np. w gotowej ukształtowanej parafii, a misjonarze muszą często budować wspólnotę parafialną od samego początku.