Parafiada w Chludowie, czyli misjonarz idzie na ryby, a parafianie się nawracają


Pierwsi zawodnicy dawno dojrzeli, w sali czy na boisku w piłkę grają już ich dzieci, rówieśnicy Parafiady Królowej Pokoju, dla których jest ona od zawsze. XIV edycja tej najsławniejszej i najważniejszej imprezy w Chludowie koło Poznania właśnie dobiegła końca. I nikt nie ma wątpliwości, że za rok znów być musi.

Anna M. Kot


– Dla mnie parafiada jest wydarzeniem bezprecedensowym – zapewnia chludowianin Zbigniew Hącia, wiceprzewodniczący Rady Gminy Suchy Las. – Co tu dużo mówić – gdyby takich parafiad, o takim zasięgu, było w Polsce więcej, młodzież na pewno miałaby zajęcie i nie przesiadywała w pubach czy na ulicach bez celu i sensu. Bo chludowska impreza to jest chyba ewenement w skali kraju. Czy jeszcze jakaś miejscowość czy parafia ma od 14 lat regularną dwutygodniową imprezę sportową z tyloma dyscyplinami? – pyta i sam sobie odpowiada: – Chyba nie.

Wtórują mu sami uczestnicy – nastolatki i dorośli – sołtys, proboszcz i rektor miejscowego domu zakonnego. W czym tkwi fenomen parafiady?

– Zaczął o. Konrad Duk, miejscowy proboszcz, w 2004 roku od małej popołudniowej imprezy z plackiem, kompotem i zabawami dla najmłodszych na boisku przy plebani, kiedy ja jeszcze pracowałem w Nysie – wspomina misjonarz werbista o. Mirosław Piątkowski, inicjator i organizator Parafiady Królowej Pokoju, która za jego „kadencji” otrzymała taką właśnie nazwę i przybrała formę dwutygodniowych zmagań głównie piłkarskich, a później rozrastała się o inne dyscypliny. – Właśnie w nyskiej parafii, sam wielki fan futbolu, organizowałem mecze dla tamtejszej młodzieży i postanowiłam tę formę ewangelizacji młodych ludzi przenieść do Chludowa, kiedy przybyłem tu posługiwać. No i tak to się zaczęło.

W cieniu mundialu

I trwa. Dziś parafiada stanowi nieodłączny element wakacyjnego pejzażu Chludowa, a osobę jej organizatora mieszkańcy jednoznacznie identyfikują z tą sportową imprezą. Także teraz, kiedy od 5 lat ojciec Mirek, tak mówią o nim wszyscy we wsi, pracuje w Bytomiu, a jego obecność latem w Chludowie niezbicie świadczy, że właśnie trwa parafiada.

W miarę upływu lat ta miniolimpiada rosła w siłę i znaczenie. Tego roku wzięło w niej udział prawie 400 osób w wieku od 3 do 63 lat w 10 dyscyplinach i zabawach parasportowych. I to mimo, że parafiada musiała zawalczyć o uczestników i kibiców z potężnym konkurentem, jakim okazały się mecze mundialowe w Rosji.

W Chludowie praktycznie co 2–3 lata jakaś konkurencja ma swój debiut, co nie znaczy, że przetrwa kolejne edycje. Cztery lata temu wystartowała np. rywalizacja w darta, ale po dwóch edycjach upadła. W tym roku po raz pierwszy trzy drużyny rozegrały mecze w koszykówkę uliczną, a 12 zawodników… w karcianego „tysiąca”. Niezmiennie za to trwa od 14 lat rywalizacja w piłkę nożną i rodzinną siatkówkę i wciąż mają swych fanów nieco młodsze dyscypliny jak bule, badminton, tenis stołowy i biegi Wszystkich Świętych czy też całkiem młodziutkie wędkarstwo i nordic walking. Choć 14 lat to znów nie aż tak wiele, ale wystarczyło, by do parafiady przystąpiło kolejne pokolenie, dzieci pierwszych uczestników.

Grunt to zabawa

15–letni Maciej Dybała po raz trzeci uczestniczy w parafiadzie. Mówi, że nie zna czasów bez niej – w jego życiu ona zawsze była, choć wcześniej tylko o niej słyszał. W tym roku gra w badmintona i w po raz pierwszy zorganizowanych rozgrywkach piłkarskich dla chłopców poniżej 15. roku życia. No i – jak zapewnia – kibicuje tacie, który go na parafiadę przyprowadził i sam gra w piłkę w Trąbach Jerychońskich.

– A nasza drużyna nazywa się Armia Boga – mówi Maciej, na co dzień lektor i ministrant w tutejszej parafii. – Wygraliśmy wszystkie trzy mecze.

A co najbardziej podoba mu się w parafiadzie?

– Atmosfera! Każdy dla każdego jest miły, nawet, jak walczymy ze sobą, bo przecież wszyscy się znamy.

Także 19–letnia Weronika Stróżyk chwali atmosferę podczas imprezy, na którą przychodzi od 4 lat. Teraz grała w badmintona, a wcześniej przez dwa lata w siatkówkę.

– Ludzie przychodzą, by się zabawić, pośmiać i dlatego w badmintona prawie nikt nie gra, aby za wszelką cenę wygrać – uważa Weronika, która od dwóch lat także pomaga o. Mirkowi przy obsłudze meczów piłkarskich i w sekretariacie parafiady.

– Ważne jest i to, że parafiada wyciąga nas, młodzież, z domu, tu jest znacznie ciekawiej, więcej ludzi, więcej się dzieje i naprawdę można wesoło, przyjemnie i pożytecznie spędzić czas – dodaje Weronika.

A czy można tu spotkać się z Panem Bogiem?

– To zależy od człowieka – mówi dziewczyna. – Czy ktoś chce, czy nie. Wydaje mi się, że na razie parafiada ma tyle wspólnego z Kościołem, że prowadzi ją o. Mirek. Gdyby to była osoba świecka, na pewno nie byłoby religijnych nazw drużyn.

Duszpasterstwo i ewangelizacja

Bo na parafiadzie od początku jej istnienia jest to żelazna zasada – nazwa każdej drużyny musi mieć swój rodowód w Biblii, stąd te Trąby Jerychońskie, Trzcina Nadłamana, Kielich Zbawienia czy Quo vadis?

– Dzięki temu udaje mi się namówić tych młodych ludzi, aby sięgnęli po Biblię i chociaż ją przekartkowali – tłumaczy o. Mirek. – Kto wie, jak i kiedy ten kontakt ze słowem Bożym zaowocuje w nich?

Parafiada działa też w drugą stronę – przyciąga mieszkańców tutejszego domu misyjnego księży werbistów. Jeszcze niedawno dom wystawiał własną drużynę do siatkówki i piłki nożnej, ostatnio miejscowi misjonarze biorą udział w zawodach wędkarskich. W ubiegłych latach proboszcz o. Ryszard Hoppe, a w tym roku rektor o. Jan Wróblewski. Choć na podium nie stanął (był 5 na 33 wędkarzy), zapewnia, że ważniejsza była atmosfera i zaangażowanie ludzi.

– Parafiada ma ambicje być imprezą o licznych walorach, także duszpasterskich – uważa o. Jan Wróblewski. – Zostawiam na boku udział w wydarzeniach liturgicznych (Msza Święta, modlitwy za parafiadę itp.), ale zachwycające jest wśród uczestników pragnienie wspólnego spędzania czasu, czystej rywalizacji po sportowemu i sama oferta na okres wakacji. Dla niektórych jest to jedyna oferta. To naprawdę inwestowanie w kapitał ludzki.

Z kolei proboszcz podkreśla walory misyjne imprezy.

– Parafiada przez wszystkie dni wydobywa z uczestników świadomość uczestniczenia w wydarzeniu, które wspiera misyjną działalność werbistów – podkreśla. o. Ryszard Hoppe. – W tym roku wspierała dzieła prowadzone przez werbistowskiego biskupa Józefa Roszyńskiego na Nowej Gwinei. To ważny aspekt, który w swoim finalnym akcencie, jakim jest loteria misyjna, staje się dla uczestników parafiady rzeczywistym zaangażowaniem na rzecz pomocy misjom.

Wychowanie do odpowiedzialności

Małgorzata Klause, mama trzech synów od początku przychodzi na parafiadę. Najpierw była w służbie medycznej, teraz już tylko kibicuje synom.

– Dwaj grają co roku od 10 lat i zwykle ich drużyna dochodzi do finału, więc emocji jest dużo – opowiada kobieta. – A najmłodszy 14–latek, rówieśnik parafiady udziela się w obsłudze, pracuje przy nagłośnieniu. To przecież jakiś obowiązek – musi przyjść na boisko, na czas rozłożyć sprzęt. Dzieją się tu więc ważne sprawy nie tylko o charakterze sportowym, bo dzieciaki mogą być zaangażowane na wiele innych sposobów. No i ten zakaz używania wulgaryzmów – gdy ktoś się zapomni, może spaść z boiska na 2 minuty. Wyraźnie widać, że parafiada pełni też rolę wychowawczą.

A religijną?

– Także. Może w oczach jej uczestników, ale także mieszkańców wsi zmienić, poszerzyć obraz Kościoła, który jest postrzegany tu nie tylko jako wspólnota modlitwy, ale też taka, która się bawi i jest w niej miejsce na przykład na sport – uważa Małgorzata Klause. – I – co ważne – w parafiadzie mogą uczestniczyć także przedstawiciele innych wyznań. Myślę, że gładko wpisała się ona w lukę imprezową, jaka powstała w Chludowie na czas wakacji, bo na wsi nie ma żadnej innej oferty na lato.

Być wspólnotą

Jacek Kaczmarski udziela się podwójnie – sportowo i jako DJ podczas festynu kończącego parafiadę. Przyciągnęła go tu sześć lat temu piłka nożna.

– A właściwie Trąby Jerychońskie, z którymi gram. Ale grałem też już w badmintona, tenis stołowy, chodziłem na kijach – opowiada. – Teraz syn przejmuje ode mnie pałeczkę i też gra w piłkę.

Jacek Kaczmarski nie ma wątpliwości, że parafiada to świetny pomysł, aby wyjść z domu, zabawić się i to najlepiej całymi rodzinami.

– Można spotkać się z rówieśnikami, dzieci nie siedzą przed komputerami, a panowie przy „napojach zdrowotnych” – tłumaczy Kaczmarski. – No i sama atmosfera jest fajna, kiedy można grać dla przyjemności – jasne, że wynik jest fajny, ale drugorzędny.

Jacek Kaczmarski widzi też ważną wspólnototwórczą i ewangelizacyjną rolę parafiady.

– W naszym zespole są przynajmniej dwa nawrócenia, odkąd tworzymy jedną drużynę. To po pierwsze – podkreśla. – A po drugie, ludzie widzą, że jesteśmy normalni – wszyscy chodzimy do kościoła, ale też gramy w piłkę, pocimy się razem. Jak się coś razem robi, rodzi się zażyłość, wspólnota, a taką są właśnie Trąby Jerychońskie, od których wszystko się zaczęło – jesteśmy nie tylko kolegami z boiska, ale także w codzienności. Jak zepsuje się komuś samochód, to sobie pomagamy. Jak mamy jakieś rocznice, to spotykamy się w kościele na mszy świętej, a potem na grillu. Śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie parafiada, byśmy się nie spotkali i nie poznali. Mało tego, gdyby była jakaś konkurencyjna impreza, i tak ludzie wybraliby parafiadę – przecież nawet urlopy biorą, aby tu być i boisko przygotować.

A na tym polu wielkie zasługi mają strażacy. Nie pozwala o tym zapomnieć o. Mirek, który na każdym kroku zaznacza, ile i od jak dawna zawdzięcza im parafiada.

– Jarosław Sznajder, szef powiatowy OSP i OSP Chludowo w tym roku dodatkowo sprowadził ogromny wielofunkcyjny wóz strażacki – podkreśla misjonarz. – Podczas festynu dzieci miały świetną zabawę, kiedy mogły do niego wejść. A o wsparciu medyczno-ratowniczym już nie wspominam. No i o ofercie kulinarnej naszych pań z Koła Gospodyń też nie wolno zapominać – dodaje o. Mirek.

Halina Gramsch, sołtys Chludowa zapewnia, że parafiada angażuje całą społeczność wsi, doskonale ją integruje i ma już swą markę. I to nie tylko u mieszkańców, którzy zaczęli planować swoje wakacje według terminu imprezy.

– Zawsze udaje się nam zdobyć sponsorów, a jest ich coraz więcej, i firm, i pojedynczych osób, i instytucji – tłumaczy pani sołtys. – Nikt nie wiązałby się z imprezą, gdyby nie była tego warta. Ale też mnóstwo pracy wykonują wolontariusze, który , proszę mi wierzyć, nie brakuje – to naprawdę fenomen. A i sami mieszkańcy są też dumni z parafiady, zwłaszcza wobec przyjezdnych, którzy nie mogą się nadziwić, że w tak małej miejscowości mamy od tylu lat, tak wielkie wydarzenie.

– Dla mnie najważniejszy jest fakt, że choć parafiada ma swoje gorsze i lepsze lata, to trwa, a nawet rozwija się po słabszym okresie – zapewnia o. Mirek. – Przecież wystarczy spojrzeć w tym roku i wcześniej nawet, jak wyglądają zawodnicy. To już super profesjonalne zespoły – mają jednakowe stroje do gry, własne hasła nma koszulkach i wezwania. Mamy coraz lepszy sprzęt, mamy medale, nagrody coraz więcej osób chce łączyć uczestnictwo z pracą dla parafiady, w festynie występują miejscowe zespoły i grupa teatralna – słynni „Chludowianie” i zespół Mazelonka – nie mam wątpliwości, że Królowa Pokoju czuwa nad parafiadą, jej uczestnikami i dobrodziejami.

Fot. Franciszek Bąk, OMP i TOKA

Wszystkie wyniki tegorocznej parafiady TUTAJ.